poniedziałek, 17 grudnia 2012

Totalna porażka Niewiernych...

Zobaczyłam trailer Niewiernych w kinie i przyznam bez bicia, że podbił moje serce od razu. Wydawało mi się, że zobaczę dobrze nakręconą historię o dwóch kumplach zdradzających swoje żony. Coś zupełnie nowego, bez całej otoczki zbędnego dramatu. To był mój błąd.


Film zaczyna się od sceny, którą można zobaczyć w paru trailerach. I cholera widz zostaje zupełnie zaskoczony. Czemu? No bo przecież widziałam trailer! W dodatku miał całkiem niezłe plakaty reklamowe.
Ale zacznijmy od początku.
Zachwycam się kinem francuskim i uważam, że 2012 rok był niezwykle dobry, jeżeli chodzi o nowości, które nam dostarczyło. Mężczyźni od kuchni, Delikatność, Zakochana bez pamięci - mniam! Napaliłam się jak szczerbaty na suchary, że Niewierni to kolejna perełka do mojej kolekcji. Taka mała wisienka na torcie. Zrobiłam mały resercz, nie chciałam jednak czytać postów i recenzji ze spoilerami - i oto popełniłam swój pierwszy błąd!
Każdy kto widział zwiastun filmu Paris, je ta'ime wiedział od razu na co się pisze. Od razu wiadomo, że mamy do czynienia z krótkimi nowelko-opowieściami o Paryżu. Wiesz za co płacisz, co dostaniesz.
Dlatego tak się wkurzyłam, gdy okazało się, że Niewierni to jest film pełnometrażowy (chociaż to sugeruje trailer). To zbiór mini nowelek, skeczy, cholera wie czego, które łączy jeden wspólny temat - niewierność.
Szlag mnie trafił, gdy film nagle zaczął skakać z historii na historię. Jakby tego było mało, w każdej z nich główne postaci grane są przez tych samych aktorów. Poczułam się totalnie oszukana. Totalnie zdezorientowana oglądałam zlepek dalej.
Mój drugi błąd to oglądanie filmu dalej z nadzieją, że coś się poprawi. Najśmieszniejsze sceny wykorzystano w trailerze. To nie komedia - bliżej temu tworowi do dramatu.
Cieszę się, że nie poszłam na ten film do kina. Oglądanie go w domu pozwoliło mi zaoszczędzić kasę i przewinąć mniej ciekawe sceny.
Niestety przez skuteczną akcję reklamową, która zbudowała obraz filmu mijający się w pełni z tym, co można naprawdę zobaczyć na ekranie - oceniam go dosyć nisko. Wystarczyło nazwać go obyczjowym zbiorem nowel i byłby gites majonesss. Tak to wyszła kaszanka. Słaba.
Może jeszcze kiedyś do niego wrócę. Jedyną jego zaletą było to, że przypomniałam sobie o pewnym świetnym czeskim filmie, ale o nim wyskrobię pean innym razem.

A i nawet Paryż w tle niewiele tu pomógł!

1 komentarz:

  1. reklamy jak widać czasami są bardziej kontrowersyjne. Najważnijesze żeby był odzew:) Firma https://martis-consulting.pl pomoze wam w reklamie

    OdpowiedzUsuń