środa, 24 października 2012

Oh yes, mister Lincoln!

Szajs, dno, beznadziejna, kolejny głupi film 2012, wampiry sriry - to miałam w głowie, gdy dowiedziałam się, że ma powstać o nich kolejny film. W dodatku z Lincolnem (nie Fordem) w roli głównej. I co? I jak?

 

Się zaskoczyłam. Prawdopodobnie z powodu totalnie negatywnego nastawienia do filmu całkiem dobrze się na nim bawiłam. Spodziewałam się czegoś w rodzaju sagi Zmierzch, z przerysowanymi postaciami i zabawnymi wampirami, które mają nas nastraszyć.
Nie jest to film wybitny mówiący o tym, jak wspaniałym ojcem narodu był Lincoln. Dzięki paru sprytnym zabiegom, zostaje udowodnione, że brodaty pan, którego duży posąg pojawia się w innym filmach, był pogromcą wampirów. I ja naprawdę w to wierzę!
No, może nie do końca. Nie umniejsza to jednak temu, że byłam w stanie wysiedzieć cały film w miejscu. Dzieło nie jest wybitne, nie porazi Was swoim przesłaniem, mottem. Poprawi za to humor, na dobre. Bo od tej pory Lincoln będzie facetem, który walczył z wampirami. Prawdziwymi wampirami - z jednej strony pociągającymi, z drugiej zaś przerażającymi.
Aktorzy nie są sztuczni i dysponują większą ilością ekspresji niż Kirsten Stewart. Nie są za to tak dramatyczni jak obsypany brokatem Robert Pattison. Mało znanych twarzy sprawia, że widz bardziej skupia się na tym, co dzieje się w filmie. Całkiem nieźle dobrano obsadę do ról, co ostatnio zdarza się naprawdę rzadko.
Film jest zabawny i bardzo atrakcyjny wizualnie. Grafika jest dopieszczona prawdopodobnie ze względu na możliwość obejrzenia filmu w 3D (czego, szczerze mówiąc, nie żałuję, że nie zrobiłam). Lincoln rozluźnia, bawi, jest zatem dobry do zobaczenia ze znajomymi, ba - nadaje się nawet na randkę.
Nie wiem czy kiedyś obejrzę go znowu, wiem za to, że każdemu, kto będzie szukał filmu zabawnego, lekkiego, ale pełnego zwrotów akcji, polecę go bez dwóch zdań. Lincoln pogromca wampirów podoba się, albo nie. U mnie zdał egzamin. Na db.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz