Jeśli złapała Cię angina, grypa, albo po prostu masz dosyć zimna na dworze - zrób sobie mini maraton filmowy! Nic tak nie leczy zimowej chandry jak dobre piwo (dla tych, którzy nie są aktualnie na antybiotykach) i jeszcze lepszy film. Dzisiaj nietypowy i nieco ambitniejszy maraton filmowy.
Nie ważne czy dopadła Cię choroba, czy zimowa depresja (albo zaskoczył Ksawery) - dobry film jest dobry na wszystko ;) Dzisiaj pomysł dla wszystkich, którym się nie chce/nie mogą ruszyć się z domu - trzy filmy, które przeniosą nas do magicznego Tybetu. Uczta nie tylko dla ducha.
Przystawka: Mały Budda
Dobry film na początek seansu. W filmie opisana jest historia Lamy Norbu, który poszukuje kolejnego wcielenia swojego mistrza. Jedzie do Seattle, aby poznać małego Jesse - tak rozpoczyna się ich wspólna przygoda. W czasie seansu poznajemy również historię Siddarthy, młodego dziedzica, który powoli odnajduje swoją drogę do oświecenia.
Dlaczego warto zobaczyć Małego Buddę?
Film Bertolucciego pomaga poznać całą filozofię buddyzmu. Chociaż seans trwa ponad 2 godziny, to fabuła jest na tyle wciągająca, że wcale się tego nie odczuwa. Świetne role stworzyli najmłodsi aktorzy - mały Raju mnie oczarował. Mały Budda pozwala zobaczyć klasztory mnichów od środka. Ciekawy jest również sposób filmowania - Seattle zawsze jest ciemne, niebieskawo-szare. Wszystke miejsca związane z buddyzmem przedstawiane są w jasnych i ciepłych barwach.
Film dobry zarówno dla osób, które interesują się buddyzmem, jak i zupełnych laików.
Danie główne: 7 lat w Tybecie

Jest to piękna i wzruszająca opowieść, którą zekranizował Jean Jacques Annaud - twórca Imienia Róży i Niedźwiadka. Brad doskonale wcielił się w swoją rolę. To po prostu trzeba zobaczyć. Film dobry dla wszystkich. Sądzę, że przemówi nawet do największych twardzieli.
Deser: Samsara
Film bez słów. Połączenie niesamowitych obrazów i muzyki. Twórca Baraki przedstawia swoją 5-letnią podróż przez 25 krajów. Na tej liście znalazł się również Tybet. Przepiękna podróż dla każdego kinomaniaka, idealne odprężenie i ukojenie. Samsara określa w sanskrycie nieustanny przepływ i powtarzający się cykl narodzin, życia, śmierci, odrodzenia.
Jest to idealne zwieńczenie całego seansu. Obraz, do którego można powracać wielokrotnie. Idealny na chandrę, na lenia, ma również działanie motywujące (aż chce się spakować plecak i ruszyć w drogę). Jeśli poruszyła Cię Baraka, polubiłeś Małego Buddę i 7 lat w Tybecie - Samsara to film dla Ciebie.
Miłej podróży!