środa, 30 stycznia 2013

Niemożliwe

Tym razem coś dla miłośników filmów katastroficznych. Niemożliwe opowiada historię jednej z rodzin, którą zaskoczyło tsunami w Tajlandii w 2004 roku. Zamiast wymarzonych wakacji w Boże Narodzenie, musieli stanąć twarzą w twarz z żywiołem i walczyć o życie.

 

Ciężko ocenić ten film. Jest to paradokument, który ma przybliżyć wydarzenia z 2004 roku. Przypomina trochę film z cyklu "pora na dokument", w którym pojawiali się nieznani aktorzy, a scenariusze filmów opierały się na prawdziwych zdarzeniach.
Niestety mam nieodparte wrażenie, że Naomi Watts i Ewan McGregor mogliby zostać zastąpieni dowolnymi aktorami i film na niczym by nie ucierpiał. Gra aktorska nie ma w tym przypadku większego znaczenia.

Ale o co chodzi?

Najważniejszą postać w Niemożliwe to opowiadana historia. Ciąg następujących po sobie zdarzeń i świadomość, że to wszystko działo się naprawdę całkiem niedawno może przytłoczyć widza. Pamiętam zdjęcia pojawiające się w mediach po katastrofie - scenografia idealnie oddaje wygląd wybrzeża po przejściu tsunami.
Jest to jeden z najsmutniejszych obrazów ostatnich lat. Nawet największy twardziel może się rozkleić podczas seansu. Nie ma tu zbyt wielu efektów specjalnych, za to wszystko co widzimy na ekranie wydaje się być niesamowicie realne.
Jeżeli chodzi o duet Watts i McGregor - wydaje mi się, że pojawienie się dwóch sławnych aktorów, których dawno nie widzieliśmy w kinie, to tylko i wyłącznie chwyt marketingowy. To jedyne dwie sławne osoby występujące w filmie. Gdzieś na chwilę, na drugim planie mignie nam Geraldine Chaplin, ale sądzę, że niektórzy mogą jej nawet nie rozpoznać. Pozytywnie zaskakują za to mali aktorzy, którzy bardzo wczuli się w odgrywane role i świetnie wypadają na ekranie.

Niemożliwe kino

Zanim udacie się do kina uprzedzam - to nie jest kolejny film w stylu Pojutrze, 2012 i innych. Nie znajdziecie tu wielu efektów specjalnych, które mogą wyglądać ciekawie na dużym ekranie. Sceny z falą i jej przechodzenie przez wybrzeże trwają maksymalnie 20 minut - cały film trwa prawie dwie godziny.
Film jak najbardziej nadaje się do obejrzenia w domowym zaciszu. Historia jest na tyle przygnębiająca i przytłaczająca, że stanowczo odradzam oglądanie tego filmu na randce. Przed seansem radzę przygotować zapas chusteczek - bez względu na płeć osoby oglądającej film.
Polecam zobaczyć Niemożliwe wszystkim, którzy śledzili wydarzenia z 2004 roku. Jeżeli jesteś fanem katastroficznych filmów paradokumentalnych - to coś dla Ciebie. Fanom Naomi Watts i Ewana McGregora, którzy chcą obejrzeć Niemożliwe ze względu na swoich ulubionych aktorów - stanowczo odradzam. Jeśli jesteś smutny, przygnębiony, zdołowany - ten film tylko Cię dobije.
Mimo wszystko polecam zobaczyć Niemożliwe, najlepiej w domowym zaciszu.


wtorek, 29 stycznia 2013

Girl in progress

O tym, że nie jest łatwo być dziewczyną powstało już wiele filmów. Girl in progress ma w sobie jednak pewną świeżość i idealnie nadaje się na babski wieczór. Warto zobaczyć świetną Cierrę Ramirez i Evę Mendes w zupełnie nowej roli.

 

Nie zaczęłam oglądać tego filmu świadomie. Muszę się przyznać, że trafiłam na niego przypadkiem i był jednym z pierwszych linków, który wyświetlił się w powiązanych filmu Liberal Arts (o tym następnym razem). Niestety filmu z siostrą Olsen nie udało mi się znaleźć, ale za to nieźle spędziłam czas razem z Ansiedad i Grace.
Uprzedzam, że do filmu byłam nastawiona w 100% negatywnie, za to Eva Mendes jest w moim mniemaniu jedną z najbardziej przereklamowanych aktorek. Trailer również nie powalił mnie na kolana, a średnia ocen na IMDB i Filmwebie tylko potwierdziła mnie w przekonaniu, że to film "na potem".

Być kobietą, być kobietą...

Chyba każda mała dziewczynka marzy o tym, żeby wyrosnąć na piękną i podziwianą kobietę. Girl in progress właśnie o takiej przemianie opowiada, ale w nieco przewrotny sposób. Ansiedad świadomie buduje swoją drogę do dorosłości powielając schematy pojawiające się w literaturze i filmie. Co znajduje się na jej liście? Bycie grzeczną dziewczynką, zwrócenie na siebie uwagi najpopularniejszej dziewczyny w szkole, a na końcu - stracenie dziewictwa ze szkolnym bad bojem.
Cała historia opowiedziana jest z lekkim przymrużeniem oka i w pewnym momencie scenariusz przemiany, który stworzyła Ansiedad - zaczyna żyć własnym życiem. Cierra Ramirez doskonale wcieliła się w rolę młodej buntowniczki i muszę przyznać, że urzekła mnie swoją urodą. Zapewne jak dorośnie pobije urodą Evę Mendes.
Właśnie - co z moją "ulubioną" aktorką?
Grace to lekko zagubiona młoda matka, która stara się jakoś utrzymać koniec z końcem. W układzie matka-córka wydaje się, że to ona wymaga więcej opieki niż jej dorastające dziecko. Gril in progress pokazuje, że to Ansiedad zajmuje się domem.
Mimo wszystko muszę przyznać, że Mendes pozytywnie mnie zaskoczyła. Po n-tej roli prostytutki/narkomanki, która wikła się w dziwny romans z gangsterem, widzimy ją nagle w roli mamy. Wypadła całkiem znośnie na ekranie, chociaż Cierra bardziej przemawia do mnie jako aktorka.

Girl in progress

Pomimo średnich opinii na portalach internetowych - polecam film wszystkim paniom. Panom również, może dzięki temu dowiedzą się o nas, kobietach czegoś więcej.
Nie jest to kolejny denerwujący i oderwany od rzeczywistości obraz, który pokazuje nam całkowicie zniekształconą wizję świata. Girl in progress to dobra rozrywka bez względu na wiek, stan cywilny i miejsce zamieszkania. W wolnym tłumaczeniu na polski tytuł filmu oznacza "dziewczyna w trakcie realizacji". I tak też się poczułam po jego obejrzeniu - jak ktoś, kto jeszcze do końca się nie określił i poszukuje siebie. W filmie dorasta nie tylko Ansiedad, ale także Grace - do roli mamy.
Ja za na to następnym razem zamiast polegać na opiniach innych i trailerze, zobaczę pierwsze dziesięć minut filmu.


niedziela, 27 stycznia 2013

Les Miserables 2012

Mam problem z tym filmem. Uwielbiam musicale, ale Nędznicy w wydaniu kinowym kompletnie do mnie nie przemawiają. Niestety obejrzenie filmu trwającego prawie trzy godziny to była męka.

Kolejna adaptacja musicalu napisanego na podstawie powieści Victora Hugo weszła do kin na przełomie 2012/2013. To, że Anna Hathaway dostanie za swoją rolę nagrodę było wiadomo już dawna. Gazety i portale internetowe rozpisywały się o jej niezwykłym poświęceniu dla filmu. Sama aktorka opowiadała, jak wymagająca była ta rola, ale przyznam - chociaż postać Fantine została wspaniale zagrana to otrzymanie Złotego Globa za pojawienie się w filmie na maksymalnie 15 minut jest przegięciem.

Najlepsi aktorzy to dzieci

Nagrodę za damską rolę drugoplanową powinna dostać Isabelle Allen I za rolę młodej Cosette. Młoda gwiazda dostała już Nagrodę za Specjalne Osiągnięcia i przyznam, że chętnie obejrzę jej kolejny film. Dziesięciolatka rozwaliła mnie na łopatki. Po pierwsze - gra równie dobrze jak Hathaway i Jackman. Po drugie - nie widać, że gra! Mała jest niesamowita i jest dla mnie jednym z dwóch aktorskich odkryć tego filmu.
Największe odkrycie to zdecydowanie Daniel Huttlestone. Chłopak ma dopiero trzynaście lat, a już gra na deskach teatru razem z Rowanem Atkinsonem. Chłopak kradł każdą scenę, w której się pojawiał. Jako Gavroche był niesamowity i przyznam, że chętnie zobaczyłabym go na żywo, w teatrze. Daniel naprawdę ma talent i liczę na to, że niedługo zobaczę go znowu na dużym ekranie.
Chociaż w filmie gra plejada gwiad, to właśnie najmłodsze gwiazdy świecą najjaśniej. Niesamowitej przemiany Hathaway nie widać tak dobrze na ekranie, śpiewający Russell Crowe jest nieco śmieszny, Hugh Jackman - znalazł się w obsadzie chyba po to, żeby przyciągnąć damską część widowni i wygląda na nieco zagubionego.
Jedynie duet Helena Bonham Carter i Sacha Baron Cohen (czyli państwo Thenardier) wniósł do tej adaptacji nieco życia. Widać, że Helena i Sacha naprawdę dobrze się bawili wcielając w role drobnych naciągaczy.

Scenografia teatralna

Niestety, scenografia nie zaskakuje. W dodatku przez większość filmu miałam wrażenie, że domy zrobione z tektury zaraz się rozpadną. Nie ma tu super efektów specjalnych, właściwie film wygląda tak, jakbym nie było tam  żadnych efektów. Jedną z najciekawszych pod wględem scenografii scen, jest wciąganie statku przez więźniów.
Nagminne i przydługawe zbliżenia na twarze śpiewających postaci to kolejny minus. Nędznicy to pierwszy film, w którym od razu widać niedociągnięcia w montażu - n.p. w jednej z ostatnich scen widać jak garbiący się duch Fantine "znika" za plecami klęczącej Cosette! Może miało to wypaść naturalnie, niestety wygląda tak, jakby ktoś wypuścił do kin niedokończony film.
Jeżeli chodzi o charakteryzację - jak najbardziej na plus. Stroje i fryzury zostały doskonale dopasowane do postaci i przedstawianych zdarzeń. Mimo wszystko czułam się tak, jakby film był niedopracowany.
Zdecydowanie chętniej obejrzę adaptację Nędzników w operze, niż sięgnę po raz kolejny po wersję filmową. Dwie prawdziwe perełki tego filmu to Daniel Huttlestone i Isabelle Allen I.
Polecam jednak zobaczyć wszystkim, którzy do tej pory nie widzieli żadnej adaptacji Nędzników, albo nie sięgnęli jeszcze po powieść Victora Hugo. Niekoniecznie w wersji kinowej.

piątek, 25 stycznia 2013

Królowa Wersalu, czyli miłość w czasach kryzysu

Znalazłam w Internecie news o tym, że ktoś porywa się na zbudowanie kolejnego Wersalu. Okazało się również, że powstał film dokumentalny na ten temat. Nie mogłam tego przegapić!

Chyba każdy z nas marzył o tym, że chociaż przez jeden dzień miałby do dyspozycji nieograniczoną ilość pieniędzy. Prywatny odrzutowiec, najlepsze samochody, ogromna willa ze służbą, najlepsze ciuchy, perfumy... dosłownie wszystko, czego dusza zapragnie.
O takiej rodzinie opowiada ten film. Chociaż ciężko nazwać tę grupę osób rodziną. Senior rodu David Siegel i jego trophy wife Jackie cieszą się swoją fortuną i planują budowę największego domu na świecie - kopii Wersalu. W tym momencie do akcji wkracza reżyserka Lauren Greenfield, która uwiecznia na taśmie cały proces powstawania niezwykłej posiadłości.

Uwaga - spojlery!

Jest to chyba jeden z najsmutniejszych obrazów współczesnej rodziny, jaki widziałam do tej pory. Jackie więcej uwagi poświęca swoim zwierzakom niż dzieciom. Maluchom kupuje jedynie całe wózki (dosłownie!) zabawek. Dzieciaki są rozpieszczone do granic możliwości.
David Siegel to typowy miliarder. Doszedł do swojej fortuny ciężką pracą, po drodze zdarzyło mu się ożenić, spłodzić kilkoro dzieci, ale jego zainteresowanie skupia się głównie na biznesie i pieniądzach.
Dość drastycznie są pokazane relacje pomiędzy małżonkami. W pewnym momencie Greenfield zadaje pytanie Jackie, czy jej mąż ma w niej wsparcie. Kobieta wypowiada się o nim w samych superlatywach, wspiera go, ale podkreśla, że większości rzeczy i tak dowie się dopiero wtedy, gdy obejrzy film. Co na to samo pytanie odpowiada David? Traktuje swoją żonę jak kolejne dziecko i kompletnie jej nie ufa. Mówi to wprost.
Film nie byłby tak ciekawy, gdyby nie fakt, że podczas jego kręcenia doszło do ogromnego krachu na giełdzie (2008 rok), który natychmiast zaczął oddziaływać na rodzinkę Siegelów.

Detronizacja

Wielki upadek rodziny Davida sprawia, że muszą zacząć na nowo organizować swoje życie i biznes. Byłam naprawdę zdziwiona, gdy okazało się, że Siegel ma dorosłego syna, którego widzimy od początku na ekranie (jest szefem jednego z jego hoteli).
Sytuacja zmienia się diametralnie i nagle rodzina musi zrezygnować z ociekającego złotem nowego domu. David zmienia się w całkowitego gbura, za to Jackie - za wszelką cenę stara się załagodzić sytuację.
Muszę się tu do czegoś przyznać - na miejscu Jackie zdzieliłabym Davida patelnią. 
Ciekawe jest jednak to, że tak otwarcie mówi o niektórych swoich niecnych czynach przed kamerą. Sugeruje nawet, że to on przyczynił się do wybrania George W. Busha na prezydenta.
Królowa Wersalu to obraz ukazujący chaos podczas wielkiej recesji. Tak naprawdę nikt to końca nie wiedział co się stanie i kiedy nastąpi poprawa. Widz może także zobaczyć jak mogłoby wyglądać jego, gdyby jednak posiadał wymarzone miliardy na swoim koncie.
Obraz przedstawiony przez Greenfield nieco przeraża. Nagle wszystko staje na głowie i tragedią okazuje się fakt, że rodzina Siegelów musi zredukować liczbę służących (!). Przez większość filmu czułam zażenowanie połączone z rozbawieniem.
Nie jest to dzieło wybitne, ale warto je zobaczyć w wolnej chwili.

czwartek, 24 stycznia 2013

RED 2!!!!!

Jeżeli uważasz się za miłośnika kina akcji musisz zobaczyć RED. Bruce Willis + Morgan Freeman + John Malkovich + Helen Mirren + Mary-Louise Parker + ciekawy i oryginalny scenariusz = świetny film.

Bruce Willis to jeden z aktorów, których filmy można oglądać w ciemno. Biorąc pod uwagę jego dorobek artystyczny, miał naprawdę niewiele potknięć w swojej karierze. Idealnie wpasowuje się w role brutalnych zabójców, poza tym świetnie wypada w filmach komediowych (Jak ugryźć 10 milionów). W tym roku zobaczymy conajmniej pięć filmów z jego udziałem. Jednym z nich jest kolejna częśc przygód Franka Mosesa.

RED - Retired Extremely Dangerous

Scenariusz nie wydaje się być za bardzo oryginalny. Grupa emerytowanych agentów zostaje zamieszana w spisek. Gdzieś to już widzieliśmy? Nie w takiej obsadzie.
Właśnie aktorzy sprawiają, że RED jest idealną rozrywką po wyczerpującym dniu.
Chociaż film rozpoczyna się ciekawie, nic nie jest w stanie przygotować widza na to, co nastąpi dalej. Akcja filmu przypomina jazdę na rollercoasterze. Wydaje się, że film zaraz się skończy, już po wszystkim - nagle natępuje całkowity zwrot akcji i zostajemy wciągnięci w nowy wir zdarzeń.
RED to mieszanka wybuchowych postaci. Moim ulubieńcem pozostanie Malkovich, który wcielił się w Marvina. To totalny freak, świr i dziwiak. Najlepsze jest jednak to, że wszystkie jego dziwaczne domysły okazują się prawdą. Dodatkowo nosi swoją broń w cudnej pluszowej śwince!
Morgan Freeman jako Joe zaskakuje przebiegłością. Hellen Mirren to starsza pani, która da popalić każdemu, kto stanie jej na drodze. Urocza Sarah (Mary-Louise Parker) szybko wsiąka w świat Franka i jego niezwykłych przyjaciół.

RED 2 - czy może być lepiej?

Nieco obawiam się nowego filmu. Co prawda scenarzyści pozostają ci sami, aktorzy również się nie zmieniają, ale... ciężko będzie przebić przyjemność, jaką dawało oglądanie pierwszej części.
Nie lubię za to, gdy na ekranie pojawia się Catherine Zeta-Jones. W młodości miała parę ciekawych ról (m.in. Osaczeni, Maska Zorro), ale z roku na rok coraz ciężej się ją ogląda. Mam nadzieję, że film nie skupi się głównie na jej postaci.
Dlaczego czekam na RED 2?
Liczę na to, że znowu dostarczy mnóstwo rozrywki i zaskoczy mnie tak, jak pierwsza częśc. Ciężko będzie sprostać wysoko postawionej poprzeczce. Jednak zwiastun, który niedawno pojawił się w sieci pozwala mieć nadzieję, że i tym razem scenarzyści przygotowli dla nas solidną dawkę dobrego humoru i adrenaliny.
Czekam na sierpień, a w międzyczasie polecam wszystkim zobaczyć RED.

środa, 23 stycznia 2013

Współczesny seks w wielkim mieście

Lena Dunham to wielka wygrana tegorocznych Złotych Globów. Wyemitowano dopiero pierwszy sezon, a sezon Girls już zdobył dwie nagrody. Czy powtórzy sukces Ally McBeal i Seksu w Wielkim Mieście?

Raz na jakiś czas pojawiają się seriale o kobietach i dla kobiet, które ogląda się z czystą przyjemnością. Nowe dzieło Leny to coś dobrego dla przedziału wiekowego 20+. Akcja toczy się w Nowym Jorku, ale mam wrażenie, że równie dobrze mogłaby to być Warszawa, Praga czy Moskwa.

Cztery kobiety kontra reszta świata

Shoshanna, Jessa, Marnie i Hannah to przyjaciółki, które łączy jedno - wszystkie stają przed ważnymi wyborami, które mocno zaważą na ich przyszłości. Stanowią ciekawą i śmieszną mieszankę, która uzależnia. Dosłownie.
Shoshanna grana przez Zosię Mamet jest lekko stuknięta, chyba najbardziej nieprzewidywalna z nich wszystkich. Zaskakuje widza z odcinka na odcinek, a jej totalny brak dopasowania do współczesnych realiów uroczy. Jest również (UWAGA SPOJLER!) jedyną dziewicą w całej paczce. Zosia jest córką scenarzysty Hannibala, Davida Mameta.
Jemima Kirke wciela się w postać Jessy - wolnego, artystycznego ducha, który nic nie musi. A nawet jest przeciw! Przypomina trochę postać przeniesioną żywcem z lat 60-tych. Chociaż w filmie gra postać uczuloną na wszelkie zobowiązania (do czasu!), to w życiu prywatnym jest szczęśliwą żoną i ma dwoje dzieci.
Allison Williams to serialowa Marnie. Najbardziej denerwująca ze wszystkich bohaterek. Niesamowicie perfekcyjna, w dodatku ma wszystko. Pracę, urodę i przesadnie miłego chłopaka, z którym spotyka się od wielu lat. Mimo wszystko czuje się niespełniona. Szczęście nie trwa jednak długo, bo nagle cały jej świat staje na głowie.

Lena Dunham

Czyli Hannah i twórca serialu. Całkowicie pokręcona i boleśnie współczesna postać. Nie jest piękna, za to realna. Często mijamy takie dziewczyny na ulicy. Potargane włosy, niedbały strój. Serial zaczyna się w momencie, w którym rodzice Hannah zabierają jej kieszonkowe - jedyne źródło utrzymania. Od tej pory dziewczyna musi radzić sobie sama. Teoretycznie brzmi to śmiesznie, ale znam wielu znajomych, którzy mając dwadzieścia parę lat dalej są na utrzymaniu rodziców.
Kolejny problem pojawiający się w serialu to faceci. Bez nich źle, a jak już są, to jacyś tacy nie tacy. Lena doskonale pokazuje, że bez względu na to jaki mężczyzna się trafi - zawsze znajdziemy w nim coś co nas irytuje. Adam to psychopata nimfoman, Charlie stara się za bardzo, Ray to denerwujący kumpel, który sam nic nie zrobi, ale doradza, za to Elijah - były chłopak, który dzięki nam zdał sobie sprawę, że jest gejem (!).
Dlaczego Lena Dunham zgarnęła Złote Globy dla najlepszego serialu komediowego i aktorki?
To kobieta orkiestra. Pisze scenariusz, reżyseruje i gra. W dodatku cholernie dobrze. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że podglądam głównych bohaterów podczas ich najbardziej intymnych sytuacji w życiu. Oglądanie Girls to jak zaglądanie do kobiecego dziennika schowanego przed wszystkimi pod łóżkiem.
O Lenie będzie jeszcze głośno, dziewczyna ma talent. Wszystkim polecam obejrzeć również film krótkometrażowy Mebelki z jej udziałem. Znajdziecie tam niektórych aktorów z obsady Girls oraz mamę Leny.
W czym tkwi siła tej niepozornej dziewczyny?
Sprawia wrażenie, że się nie stara. Jest zwyczajna. Chyba tego właśnie brakuje w pokręconym świecie kreowanym przez seriale i filmy. Odniesienia do rzeczywistości.
Polecam Girls zarówno płci pięknej i tej brzydszej. Kobiety znajdą w Dziewczynach część siebie, może nawet spojrzą łaskawszym okiem na swoich przyjaciół i drugą połówkę. Faceci - dowiedzą się co siedzi nam w głowie i o czym rozmawiamy z innymi kobietami.


wtorek, 22 stycznia 2013

Anna Karenina - hit czy kit?

Bardzo, bardzo, baaardzo obawiałam się tego seansu. Keira Knightley ma zastąpić Sophie Marceau w ekranizacji powieści wszech czasów? Współczesna Anna Karenina zaskakuje. Pozytywnie.

Nie sądzę, żeby Keira Knightley nadawała się do grania kobiet z końca XIX wieku. Wątły chudzielec, opasany gorsetem wygląda nieco grosteskowo. Jednego nie mogę jednak zarzucić Keirze - doskonale wczuwa się i wpasowuje w odgrywane postaci. Chociaż zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Annę czytając powieść Lwa Tołstoja, to muszę przyznać, że film przyciągnął moją uwagę.

Pierwsza ekranizacja

Powieść o niezwykłym romansie Anny Kareniny z Wrońskim doczekała się swojej ekranizacji już w 1997 roku. W główną postać wcieliła się wtedy młoda Sophie Marceau, a zdjęcia do filmu kręcono w Moskwie i Petersburgu. Piękna sceneria sprawia, że widz może poczuć się tak, jakby sam odwiedził Rosję. Przepych i blichtr przepełniają ekran. Naprawdę można poczuć klimat z powieści Lwa Tołstoja. Fabuła nie oddaje wiernie historii bohaterów, nie zmienia to jednak faktu, że warto go zobaczyć chociażby ze względu na świetną grę aktorów (Sophie Marceau, Sean Bean, Mia Kirshner) i ukazaną w filmie Rosję. Warto poświęcić na jego obejrzenie prawie dwie godziny.


Współczesna Anna Karenina

Dlaczego ktoś porwał się na kolejną ekranizację powieści, przy tak wysoko postawionej poprzeczce?
Na scenę wkracza reżyser, który tworzy filmy z Keirą w roli głównej. Joe Wright, bo o nim mowa, jest między innymi twórcą Pokuty (Atonement) i nowej wersji Dumy i Uprzedzenia (Pride & Prejudice). Oba filmy zdobyły uznannie krytyków i widowni na całym świecie. Reżyser poczuł się na tyle pewnie, aby odświeżyć nieco powieść okrytą grubą warstwą kurzu.

Keira nie jest moją wymarzoną Anną. Dlaczego? Przypomina bardziej współczesną modelkę, którą ktoś niechcący wrzucił do maszyny czasu, niż dystyngowaną kobietę o pełnych kształtach z XIX-wiecznej Rosji. Dodatkowo bardzo śmiesznie wygląda w gorsecie (po co właściwie jest jej potrzebny gorset?).
Film skupia się przede wszystkim na przeżyciach Anny. Najbardziej zaskakuje scenografia. Widz czuje się tak, jakby był częścią ogromnego przedstawienia teatralnego. Scenografia jest niesamowita! Wszystkie przejścia pomiędzy scenami są bardzo płynne. Ciekawa konwencja sprawia, że ponad dwugodzinny film to uczta dla oczu. Dodatkowy plus to muzyka.

Do kina!

Przyznam, że to jeden z filmów, który chciałabym obejrzeć na dużym ekranie. Efekty wizualne muszą być wtedy naprawdę niesamowite.
Mam jednak problem z oceną gry aktorskiej. Jude Law zaskakuje w nowej roli, ale wygląda tak jakby gra sprawiała mu trudność. Keira ma w sobie tak dużo emocji, że widać kompletną dezorientację w jej oczach. A Aaron Taylor-Johnson... totalna porażka. Młody podlotek, który owszem - pasuje do Kitty, ale obsadzenie go w roli Wrońskiego uwodzącego Annę to jakaś pomyłka. Facet wygląda śmieszne z wąsem, wypina zabawnie pierś do przodu, a co najważniejsze - pomiędzy Wrońskim, a Anną nie ma żadnej chemii. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego właśnie na niego zwróciła uwagę. Nie tłumaczy tego nawet zupełnie obojętny mąż.
Mimo wszystko naprawdę warto zobaczyć nową wersję Anny Kareniny. Scenografia to mistrzostwo. Możliwe, że większość tego co widzimy została wygenerowana komputerowa - ja jednak miałam wrażenie, że wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym i jestem częścią opowiadanej historii.
Polecam obejrzeć zarówno wersję z 1997, jak i najnowszy film.


wtorek, 1 stycznia 2013

Najlepsze filmy 2012

Pokusiłam się o małe zestawienie zamykające 2012 rok. Może ktoś z Was także zamierza spędzić Sylwestra/Nowy Rok w domu i szuka ciekawych filmów. Postawiłam na oceny widzów. Na pierwszy ogień poszedł Filmweb.

 

Osoby korzystające z IMDb wiedzą, że można znaleźć tam ciekawe statystyki odnośnie w filmów. Wszystko pięknie, ładnie, ale połowa z nich wejdzie do kin w naszym kraju dopiero za parę miesięcy.
Postanowiłam sprawdzić polski odpowiednik IMDb - Filmweb. Szukałam tylko filmów z 2012 roku, które miały ponad tysiąc głosów i średnią głosów od 7 punktów wzwyż. Nieco zaskoczyły mnie filmy z pierwszej trójki - zresztą zobaczcie sami!


1. Hobbit - średnia ocen: 8,3; ilość głosów: 23 747.
Żadne zaskoczenie - wiele osób zacierało ręce, gdy tylko dowiedziały się, że Hobbit ma doczekać się ekranizacji. Osobiście martwi mnie fakt, że film będzie miał aż trzy części. Wybieram się na niego dopiero po Nowym Roku. Trailer - miodzio. Jestem ciekawa, czy film sprosta tak wysoko postawionej poprzeczce.

2. The Perks of Being Wallflower - średnia ocen: 8,1; ilość głosów: 2 922.
I tu pojawiło się pierwsze zaskoczenie. Spodziewałam się bardziej jakiś Avengersów, Batmana, Bonda... a tu proszę! Film już widziałam i mogę go z czystym sumieniem polecić wszystkim, którzy chcą zobaczyć Emmę Watson w nieco innej roli. Film opowiada historię grupy nastolatków. Nie, w niczym nie przypomina Haj Skul Mjuzikalu i innych tego typu wpocin. Bohaterzy są do bólu prawdziwi. Polecam.

3. Marina Abramović: artystka obecna - średnia ocen: 8,0; ilość głosów: 1 211.
WOW! Film załapał się do mojego subiektywnego zestawienia rzutem na taśmę. Nie zmienia to faktu, że warto go obejrzeć. Coś tam kiedyś słyszałam o Marinie, nigdy jednak nie zaciekawiły mnie na tyle, żeby przyjrzeć się bliżej tej postaci. Artyska obecna opowiada trochę o historii Mariny, pokazuje jej przygotowania do performance, o którym było dosyć głośno w mediach. Obraz pokazuje ciekawą, już nieco starszawą panią, pokonującą kolejne tabu. Kino ambitne, nie dla wszystkich.

4. Miłość - średnia ocen: 8,0; ilość głosów 5 331.
Ciekawe zestawienie razem z Mariną Abramović. Czyżby filmy przeznaczone dla mniejszego grona odbiorców zaczęły przyciągać więcej widzów? Seans Miłości jeszcze przede mną. Do tej pory słyszałam o tym filmie tylko dobre opinie. Złota Palma zdobyta w Cannes. Polecam i muszę zobaczyć!

Tak wygląda pierwsza trójka najlepszych filmów 2012 roku (Miłość i Artyska Obecna mają taką samą średnią ocen). Przyznam, że jestem mega poztywnie zaskoczona. Wiem, że Marina Abramović załapała się do rankingu rzutem na taśmę - nie zmienia to jednak faktu, że widownia przyjęła go bardzo dobrze.

Kolejne miejsca zajęli:

5. Mroczny rycerz powstaje - średnia ocen: 7,9; ilość głosów: 78 924.

6. Bogowie ulicy/Koniec zmiany - średnia ocen: 7,8; ilość głosów 9 716.

7. Tylko Ciebie chcę/Trzy metry nad niebem - średnia ocen: 7,7; ilość głosów 9 010.

8. The Avengers - średnia ocen: 7,7; ilość głosów 72 807.

9. Skyfall - średnia ocen: 7,7; ilość głosów 54 147.

10. Kochankowie z Księżyca - średnia ocen: 7,6; liczba głosów: 9 502.


+ Najwyżej oceniona animacja z zeszłego roku:
Fankenweenie - średnia ocen: 7,3; liczba głosów: 5 356.

Jestem ciekawa co przyniesie nowy rok. Z tego co zdążyłam zauważyć, będzie to rok, w którym zobaczymy dużo części n-tych filmów. Ja czekam na coś oryginalnego.

A Wy - jakiego filmu w tym roku wyczekujecie najbardziej?