środa, 24 października 2012

Francuski film najlepszy na chandrę

Najlepsza psychoterapia to śmiech

Szukałam filmu i przypadkiem trafiłam na "Kobiety z 6. piętra". Kocham kulturę francuską, lubię francuskie filmy, postanowiłam więc zaryzykować. To był strzał w dziesiątkę. Nic tak nie leczy pogodowej depresji i chandry jak dobry komedio-dramato-romans.

 


Chociaż zastanawiam się, czy określenie komedia dobrze tu pasuje. Historia opowiedziania w filmie stara się potwierdzić tezę, że pieniądze szczęścia nie dają. 
Na chwilę zanurzamy się w świecie francuskej finansjery. Królują w nim piękne, wieczne zmęczone przymierzaniem nowych sukienek żony oraz strapieni, wiecznie zdradzający mężowie. 
I co? Świat pokazany jest od kuchni, dosłownie od kuchni. Jean-Louis Joubert to facet stłamszony. Jedyne, czego jest w stanie wymagać od otaczających go ciągle kobiet to dobrze ugotowane jajko na miękko. Maria (tak, hiszpanka!) to nowa służąca w pełni spełniająca jego wygórowane wymagania. Nie można również zapomnieć o wiecznie zajętej żonie Suzanne oraz uroczych synach głównego bohatera, postaciach dodających smaczku całemu obrazowi.
Czego można się spodziewać po filmie?
Poprawy nastroju, poczucia dobrze spędzonego czasu. Film nakręcony współcześnie (2011), pokazuje Paryż takim, jaki był w latach 60. Śmietanka finansów i polityki francuskiej pomieszana z hiszpańskim temperamentem - czy może być coś piękniejszego?
Niestety, nie polecam go osobom, które lubią kino akcji, humorystyczna gagi w każdej scenie. Kobiety z 6. piętra wymagają odrobiny skupienia i zrozumienia - tak to już z kobietami bywa.
Wskazany dla wszystkich, którzy szukają natchnienia, ispiracji i chcą coś zrobić ze swoim życiem. Bo zmienić wszystko i postawić na jedną kartę całe swoje życie można nawet po 45 roku życia!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz